Bunkier [od 15/16 dnia]

- ohhh co za wyczyn - Angel zaczela sie smiac - ale niestety ja nie pije kawy -

- No to może herbatkę - zaproponował
- No albo jakiś sok...ostatecznie coś mocniejszego - zażartował

- oj oj, chcesz mnie upic ? - zasmiala sie - juz raz sie upilam na tej wyspie -

-Gdzież tam od razu upić. Moglibyśmy się po prostu napić. - zaproponował
-No chyba że po tym ostatnim razie nie masz ochoty - jego twarz lekko się rozweseliła

- musze odmowic - usmiechnela sie - ale moze w przyszlosci -

-Dlaczego - spytał zmartwionym głosem
-Za dużo wypiłaś czy potem konsekwencje były za duże - dodał

- wole nie pic, wtedy za duzo wypilam, i jak narazie mam dosc - powiedziala

- No a może soku - spytał
- To ci na pewno nie zaszkodzi a witaminki są zdrowe - powiedział
- Tylko mi nie odmawiaj - zrobił słodkie oczy

-hmmmmm - Angel specjalnie zaczela przeciagac - no dobra - odpowiedziala po chwili

Vin odetchnął z ulgą.
-No dobra ale musisz jeszcze trochę poczekać bo jak widzisz mój stan nie jest za dobry. Nie mogę nawet wstać. Tylko się nie rozmyślaj - zażartował

- poczekaj chwilke - rzucila po czym poszla do kuchni, gdy wrocila do pokoju nioska dwie szklanki soku - prosze, to ja Cie zaprosze teraz na soczek- zasmiala sie

Vin się uśmiechnął na twarzy i jego oczy też wyglądały na szczęśliwe.
-No dobrze ale potem ja będę musiał odwdzięczyć ci się 2 razy - zażartował

- czemu dwa razy - spytala - no ale jak chcesz to ok - zasmiala sie

No bo jeden raz za to że jesteś teraz ze mną a drugi raz za ten soczek teraz - powiedział

- aaaaaa, no dobra ale musisz wyzdrowiec to wtedy pogadamy na temat soczku -

Vin spojrzał na nią z uśmiechem.
-No dobrze a może zamiast zapraszać cię 2 razy na sok to dałabyś skusić się na coś więcej...może...obiad albo kolacja - spytał niepewny

Stella weszła do pomieszczenia z którego słyszała głosy
Czyżby znów brakowało mi leków, czy tu na prawdę ktoś jest?
Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła kobietę i mężczyznę
- E... Cześć - Uśmiechnęła się i poszła dalej. Po krótkiej chwili znalazła w jakiejś szafce Brandy i poszła z butelką do dżungli

- ale tu nie ma zadnej restauracji - zasmila sie

- To nie szkodzi - zażartował
- Jeśli się tylko zgodzisz to jestem gotowy na to by ją tutaj otworzyć - zaśmiał się
- No chyba że nie masz ochoty na kolacje w moim towarzystwie - powiedział

Angel przez moment pomyslala o Boone, po czym odpowiedziala, na lunch owszem - usmiechenla sie

Czyli to znaczy że tak - spytał ponownie bo nie mógł w to uwierzyć

-no tak, chyba nie mowie w innym jezyku niz ty - usmiechenla sie slodko

Sawyer wraz z Jane zaciągnęli Bena do pustej zbrojowni. Zamknęli go tam po czym ten upadł na ziemię. Jego noga krwawiła dość mocno. Na jego twarzy nie było widać jakoś większego szczęścia. Jane szybko opatrzyła mu ranę. Ten bez słowa udał się do sypialni i położył na łóżku.

Ben ocknął się. Związany i niezbyt szczęśliwy zorientował się, ze kartka, która wystawała mu z kieszeni zniknęła.
Jeśli Jane to przeczytała to po całym światłym planie

Vin odwzajemnił uśmiech.
No to się cieszę - powiedział po czym starał się powoli wstać.