Bunkier [od 15/16 dnia]

Stella szybko niezauwazona poszła koryetarzem. Kiedy zobaczyła zakrwawioną postać weszła w pierwsze lepsze drzwi. Zobaczyła tam związanego mężczyzne. Przyklękła przy nim i starała się rozluźnić więzy
- Biedaku... Widze, że ciebie też niezbyt lubią - Powiedziała, rozwiązując liane. Kiedy był już uwolniony usmiechnęła się do niego - Oni wszyscy są tacy dziwni? No wiesz, napady, ataki, związali cię...

Ben udał przerażonego - Szedłem dżunglą i... nagle straciłem grunt pod nogami - Tłumaczył się chaotycznie

- Widzę - Usiadła obok - Chciałabym stąd uciec. Mnie też nie lubią. Bo wiesz... pewnie już słyszałeś, że jestem 'tą szurniętą schizofreniczką' - dodała zachmurzona - Nie widziałam cię już gdzies?

- Pewnie w dżungli... - Uśmiechnął się - I nie słyszałem, że jesteś 'szurnięta', ale słyszałem, że masz śliczne imię. Prawda, Stello? - Starał się ją jakoś do siebie przekonać, bo może go uwolni
//nie przerywać sceny, bo nie moja wina, ze zwalają z kompa. Będe jutro o 6 rano. Nie przerywać sceny

- Dziękuje... - Uśmiechnęła się. Nie wiedziała czemu, ale jakoś się nie bała - Oni nie mają prawa nikogo więzić i tak trzymać - Powiedziała stanowczo, a po chwili niewiele myśląc położyła głowe na jego ramieniu - Ja myśle, że... oni specialnie rozbili tu ten samolot... - dodała całkiem serio, lekko sennym głosem

Błagam Stella nie zasypiaj! Tylko nie zasypiaj - Ben zaczął lekko panikować. Wstał delikatnie i usiadł na 'łóżku'
- Nie mam tu nikogo... Mogą mnie nawet zabić, jeśli będą chcieli - powiedział z wyrzutem

- Nie mają prawa - Powiedziała wyraźnie - A teraz masz mnie i ci pomoge - dodała ochoczo - kiedy tylko będzie tu pusto, pomoge ci - powoli wstała i wyszła, a przed drzwiami zapytała - A jak masz na imię?

- Ben - Odparł krótko - Dzięki - lekko się uśmiechnął

- Nie ma za co, Ben - Powiedziała wesoła stella i wyszła. Rozejrzała się, czy nikt ich nie podsłuchiwał i usiadła w fotelu. Po chwili zasneła

To jedną miła schizofreniczkę do pomocy już mam... - Pomyślał Ben, układając się wygodnie - A niedługo pomoże mi wysłać sprawozdanie do Hydry

Obudziła się po chwili. Wzięła leki i na lekkim haju obeszła bunkier. Kiedy doszła do Jane, wygarneła jej co myśli
- Nie macie cholernego prawa tak go tu trzymać! Uważasz się za panią nieba i ziemi? Myślisz, że jesteś jakimś cholernym strażnikiem prawa i moralności na tej wyspie!? Nie masz prawa decydować o czyimś życiu!! On ci nic nie zrobił! Jesteś naprawde chamska, że to zrobiłaś! To, że ktoś jest inny nie znaczy, że możesz traktować go jak... jak psa!! Uważasz się za wyspową policjantke, a tak naprawde nic nie wiesz o prawie! Nie masz prawa decydować o życiu innych! - Krzyknęła po czym odwróciła się na pięcie i wyszła zadowolona z siebie, trzaskając drzwiami z całej siły <książki na półkach się przewróciły na bok>
O tak. Asertywność ponad wszystko. No i osobiste poglądy
Wyszła do łazienki i wzięła gorący prysznic, potem, owinięta jedynie ręcznikiem <ach, te nawyki> poszła do kuchni, wypiła sok a potem wróciła do łazienki się ubrać. W czystych ciuchach przeszła do salonu. Przesunęła fotel, by był tuż obok drzwi do arsenału i usiadła w fotelu. Wyjęła z plecaka notes i rysowała sobie jakieś dziwne kształty

Ben, nie zważając na hałasy, grzecznie sobie leżał.
Nie pobili mnie, nie zadają pytań... Po prostu tylko TV brak - myślał, zadowolony

Jane wysłuchała tyrady jakiejś nawiedzonej zupełnie spokojnie. Poczekała aż wróci i wtedy do niej podeszła.

-Odsuń się stąd! -powiedziała spokojnym ale lodowatym tonem.

- Och, jasne wysłanniczko niebios - Odsunęła się kawałek, by dało się tam wejść
Ale jeśli coś komukolwiek zrobisz, to obiecuje, ze przestane brać leki

______________________________
POST STELLI!!!

Jane otworzyła drzwi i odwróciła się do dziewczyny.

-Jak jeszcze raz wyjedziesz do mnie z podobnym tekstem [chodzi o mówkę Stelli] to będziesz gonić swoje zęby po całej wyspie. -powiedziała, weszła do zbrojowni i zamknęła za sobą drzwi.

- Ojjj... uwaaaga, uwaga - Przedrzeźniała ją Stella - Pani nieba i ziemi wygłasza mowę powitalną... Ben, kryj się - Zaśmiała się i zasunęła fotel tak, by Jane nie wyszła
A Leki dziś powędrują do oceanu...

Ben słysząc krzyki i widząc Jane nawet nie drgnął - Dzień dobry, stokrotko - Powitał ją z lekkim uśmieszkiem

Sawyer leżał w sypialni. Patrzył się w sufit i myślał
co to ma być? Jane Weller jest w ciąży? Czyżbym czegoś nie wiedział? Pewnie mnie okłamuje. Była w ciąży jeszcze przed rozbiciem pewnie ale teraz nie chce mi o tym powiedzieć. Sawyer obrócił się na bok i starał się nie myśleć o niczym jednak cały czas miał przed oczami to co było napisane na tej kartce i to co mówił nieznajomy.

Eko wszedł do bunkra. Panował tu dziwny spokój. Dawno tu nie był. Zerknął na ziemię. Tam były niewielkie ślady krwi.

-Witaj. - usiadła na półce. -Czego chcesz ode mnie? -zapytała wprost. -Bo czegoś chcesz; inaczej byś tu nie przyszedł.

- Powiedziałem wszystko co chciałem powiedzieć. A nie wiem po co tu mnie przywlokłaś - powiedział

-Powiedziałeś tylko, że Lee jest na wyspie i że chcesz mi ją oddać. A jesteś tutaj bo twój koleś zaatakował nie tę osobę co trzeba. Jak twoja szczęka? -zainteresowała sie, zupełnie szczerze.

- Masz niezły cios, jak na... - urwał - Pisarke - dodał chytrze. Wiedział, że ma nieco niekompletne akta
I jak na kobiete w 2 tygodniu ciąży - dopowiedział w myślach
- Ale nic mi nie jest - uśmiechnął się nieco ironicznie

-Przepraszam, ale musiałam cię unieszkodliwić. Jakoś nie marzyło mi się oberwać od tyłu gdy chciałam pomóc Sawyerowi. Chcesz lodu?

Może przyjdzie Stella, ona zdaje się miała niedawno... Brandy?
- Nie, dziękuje - Powiedział dość grzecznie -
Nie ma to jak w raju... i to w dodatku taka służąca - pomyslał

-Chciałeś ze mną pogadać. Zapytać o coś. Pytaj. -Jane rozsiadła się wygodnie. -Gdy skończymy rozmowę pójdziemy po Lee.