Drzewa owocowe [od 9 dnia]

Wysłany: Czw 13:44, 29 Mar 2007

Od 9 dnia

Razem z Jane weszli do dżungli - to chyba tutaj - powiedział

Jane zerwała dwa mango i jeden podała Sawyerowi. Wgryzła się w owoc. Nagle zamarła.

-Słyszysz ten szum?

Kurde co to jest? Co się dzieje?

-To chyba woda. -powiedziała Jane zrywając jeszcze kilka owoców i pospiesznie pakując je do plecaka.

Chodź sprawdzimy to... - po czym udali się w stronę szumu....

Wodospad

Widzisz...to tutaj....dzięki mojej intuicji doszliśmy na miejsce- zażartował-dobra teraz trzeba wejść na drzewa i zebrać trochę żarcia - po czym wziął i zaczął się wspinać

-Dalej Tarzanie! -zażartowała Jane.

Wreszcie Sawyer wszedł na drzewo - widzisz żadne drzewo się mi nie oprze...- po chwili zaczął rzucać na ziemie owoce...

Jane łapała kolejno spadające owoce zanim dotknęły ziemi i po chwili obok niej powstał mały stosik.

Dobra tyle chyba powinno wystarczyć...schodzę...-Sawyer zaczął schodzić i gdy był ze 2 metry nad ziemią poślizgnęła mu się noga i spadł na ziemię po czym powiedział do Jane - z tej perspektywy jeszcze Cie nie widziałem

-Tarzan? Chyba powinnam cię nazwać George Prosto Z Dżungli. -Jane uśmiechnęła się przekornie po czym schyliła się i wyciągnęła do Sawyera rękę chcąc mu pomóc wstać.

Dzięki...no dobra...to co...smacznego - powiedział Sawyer do Jane po czym wziął jeden owoc i zaczął go jeść...

Jane sięgnęła po mango i dosłownie je pożarła Laughing

A następnie łyknęła tabletkę i popiła wodą.

No dobra ide się tylko odleje i możemy ruszać dalej Very Happy

- Sawyer poszedł w krzaki i załatwił potrzebę...po chwili wrócił - no ja jestem gotowy a ty?

-Ja też. Możemy iść.

//Ciemne terytorium

Ben przechadzał się dżunglą. Nazrywał sobie trochę owoców i szedł dalej, licząc, ze znajdzie Juliet lub Medi... Kogokolwiek

Shannon przysiada od jakims drzewem. Podciaga kolana pod brode, chowa twarz w dloniach i mruczy sobie cos by zagluszyc mysli.. zagluszyc widok krwi na jej dloniach.

Novalis chciała oś zjeść, gdy nagle zobaczyła płaczącą Shannon. Podeszła bezszelestnie i położyła jej ręke na ramieniu
- Nie płacz... Przepraszam, jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jest tam ktoś, kto nie żyje. Musiałam udawać do końca, bo pojawiła się Weller - usiadła obok - Przepraszam - jej uczucia były jak nabardziej szczere, co było widać - To ty jesteś Shannon Rutherford?

Shannon podnosi wzrok przerazona. Patrzy zaplakanymi oczami na ta dziewczyne co spotkala na plazy - skad znasz... - po chwili sie zorientowala.. - jestes od Bena tak?!? - patrzy na dziewczyne ze zloscia w oczach.

- Dotąd byłam najważniejsza w jego życiu... A kilka chwil temu powiedział mi o tobie - Powiedziała z wyrzutem - Nie myśl tylko o sobie. On też cierpiał jak się dowiedział...

- jakos w jego oczach nie widac bylo cierpienia, jak chcial zabic mojego brata.. i jak porwal Jacka... - Shannon patrzy na dziewczyne wsciekla - i co mam mowic Ci siostrzyczko ? - pyta z ironia

- Nie jestem spokrewniona z Benem... I Ben na pewno nie chciał zabić nikogo... A Jack był nam potrzebny - Novi oparła się o drzewo - Jemu sie właśnie zaczęło układać. I właśnie teraz, gdy wszystko było już tak piękne, okazało się, że na pokładzie OA 815 była jego córka... To jest dla niego też trudne. On kochał twoją matkę. Opowiadał mi o niej wiele... A kiedy w zeszłym roku dowiedział się, że była z nim w ciąży... - Popatrzyła w niebo - To było dla niego trudne. Cierpiał. Nie masz prawa bardziej go ranić, bo to nie jest jego wina...

- ranic?! Ty chyba jestes niepowazna a myslisz ze moj swiat sie nie zburzyl? przezylam katastrofe samolotu, jestem w jakiejs dziczy, jestem totalnie przerazona, goni mnie jakas czarna chmura to wszystko jest chore... a potem sie dowiaduje ze oszukiwali mnie przez 20 lat mojego zycia.. to jak ja mam sie czuc?! - wybuchnela Shannon -