Obozowisko na południowej plaży [od 15/16 dnia]

- ktory miesiac ?

- poczatek 9... - usmiechnela sie ale byla troche przerazona -

- to nie dlugo porod- usmichna sie do claire

- tiaaa... ja mam tylko nadzieje ze nie tutaj... slyszalam ze probowales wezwac pomoc przez krotkofalowke, czemu sie nie udalo? - pyta i patrzy na niego z nadzieja

- tak z shanoon ale nic nie lapalo
- a co shannon ?

- tez dawno jej nie widzialam - rozejrzala sie - dziwne prawda? kazda okazje wykorzystywala zeby sie opalac.. moze jest jeszcze za wczesnie.. - patrzy i wzrusza ramionami w gescie niewiedzy - myslisz ze cos im sie stalo ? - szepnela zmartwiona

- nie wiem co z nią - sayid pomyslal o czasie spedzonym z shannon

- hej.. widze ze sie rozmarzyles.. - rozesmiala sie - mam nadzieje ze wszystko z nimi ok.. ze tamci ich nie porwali - spojrzala podejrzliwie w kierunku dzungli -

- juz nic nie wiem siedzimy tu ze 2 miesiace zadnego ratunku

- nie no przesadzasz... z 25 dni.. gdybysmy tu byli 2 miesiace to juz bym dawno byla po porodzie - usmiecha sie do niego - moze trzeba samemu sprobowac sie stad wydostac.. jakos skotnaktowac sie z kims przeciez musi byc taka mozliwosc... moze sproboj jeszcze raz z ta krotkofalowka co ? -

- ja juz nie wiem
-oni sa jacyc z dziczali

- inni? no nie dziwie sie skoro mieszkaja sami na jakiejs wyspie.. i nie wiadomo co tam robia.. - popatrzyla na niego wymownie - to co sprobowal bys jeszcze raz wyslac jakis sygnal po pomoc? -

- mozemy isc po krotkofalowke do mojego namiotu

- ok to ja moge tutaj poczekac - usmiecha sie i bierze lyka wody z butelki

- dobra sayid idzie do swojego namiotu po krotkofalowke

- dobra jestem juz

- ok - patrzy na niego z usmiechem i spoglada na krotkofalowke - ok siadaj - wskazuje na piasek przed namiotem - moze cos sie uda zrobic -

- oki wlacze ja
- kurde nie dziala jaki szajs

Claire bierze od Sayida krotkofalowke i zaczyna krecic pokretlami, co chwile bierze ja do ucha, zeby posluchac czy juz sie z kims polaczylo. Po dluzszej chwili odklada krotkofalowke - no nic... - posmutniala -

Charlie rozgląda się po okolicy. Po chwili bierze jakiś ołówek i wsadza go sobie w usta. Trzyma przed sobą kawałek kartki i zaczyna coś tworzyć. (czy. pisać Smile

). Co jakiś czas coś marze, coś poprawia.

-czekaj ale to z deka nie pasuje...może jednak nie tak....o mam - mówi cicho do siebie i co chwila zastanawia się czy dobrze robi

- teraz to juz tylko mozemy zbudowac tratwe

- tak.. Charlie tez o tym mowil.. moze powinienes z nim porozmawiac? - patrzy na niego - ja sie troche zdrzemne.. poczulam sie jakas zmeczona - odpowiedziala smutno i polozyla sie w namiocie. Lezala i glaskala sie po brzuchu az zasnela.

sayid wyszedl po cichutku z namiotu poszedl do charliego
- hej

-No witam witam - odłożył kartkę i ołówek

-Coś się stało? - spytał z uśmiechem na twarzy

- nic pomyslalem ze bysmy mogli zbudowac tratwe claire mowila ze mamy taki sam pomysl

-oj stary dobrze że nie mówię wszystkich moich pomysłów - pomyślał i spojrzał na Sayid'a

-no wiesz...można by spróbować ale jak widzę po ludziach to nie mają oni na razie za wielkiego zapału do tego....wszyscy zauważyli zniknięcie Jack'a. Na razie nikt nie chce się ruszać by coś sie nie stało bo nie miałby ich kto uratować. - powiedział