Obozowisko na południowej plaży [od 15/16 dnia]

-Nie wiem. Nie pamiętam. Sayid znalazł nas gdzieś pośrodku dżungli.- głos Jane był bezbarwny, matowy i kompletnie pozbawiony życia.

Claire patrzy na Jane, obserwuje jej twarz - ciekawe co sie stalo.... wiesz moze nie powinnismy sie narazie na tym skupiac, bo to nic nie da.. na tej wyspie jest wazne tu i teraz.. .a tu i teraz nie najlepiej wygladasz.. -

-Zostawił mnie. -mruknęła cicho.

Claire poczula mocne uklocie w brzuchu, wspomnienia powrocily, ale tylko na sekunde bo je stlumila - swinia.. - szepnela - dlaczego Ciebie zostawil? -

-Przez moją córkę. Nie wiem jak, ale była z nami tam w dżungli. A powinna być z Chayenne w Arizonie.

- moze to sprawka innych ? - zamyslila sie - Jane.. wszystko bedzie dobrze.. najwazniejsze jest dziecko - usmiechnela sie - jak nie ten to tamten.. dobrze ze nie jestes z nim w ciazy - spojrzala na swoj brzuszek -

-Nie wiem. -wlepiała wzrok w swoje buty. -Ja tak nie potrafię łatwo zapomnieć. Chciałbym stąd zniknąć razem z Lee nie widzieć go nie słyszeć jego głosu.

- ja tez Jane, ale przejdziesz przez to.. zreszta, moze dojdziecie do jakiegos porozumienia - usmiecha sie do niej lekko - ale jak narazie to powinnas zadbac o siebie.. -

-To samo mi powiedział. To znaczy o dbaniu o siebie. Co chwilę mnie mdli. Nic nie mogę zjeść.

Claire spojrzala sie na Jane z powazna mina ... po chwili spuszcza wzrok i bawi sie piaskiem - wiesz... eghm... - zaczyna krecic kosmykiem wlosow na palcu - Jane.. moze .. porozmawiamy tak jak kobieta z kobieta? - patrzy jej w oczy wymownie.

Jane zmarszczyła brwi nieco zaskoczona.

-O czym? -odkaszlnęła i jej głos wrócił do normy.

- no wiesz mdlosci i te sprawy.. - przechylila glowe, patrzac nadal jej w oczy - moga to byc pewne objawy.. - przygryzla dolna warge

-Co masz na myśli? -Jane jeszcze zbyt dobrze nie kojarzyła po narkozie od Innych Razz

- mam na mysli ciaze - wypalila Claire - moze w tych rzeczach ktore wyjelas z samolotu sa jakies testy ? - pyta sie i patrzy na nia powaznie

Jane popatrzyła na Claire i roześmiała się.

-Przepraszam. -powiedziała gdy się już uspokoiła. -Ale to niemożliwe. Nie mogę być w ciąży.

- dlaczego ? - spojrzala na nia zaskoczona, poczula sie troche glupio.. - ja to zawsze cos wymysle.. - pomyslala

-Bo biorę, a raczej testuję nowy środek antykoncepcyjny. 9 października muszę wziąć kolejną dawkę.

- 9 pazdziernika ? - Claire zaczyna cos obliczac na placach - o ile wiem.. to 9 byl jakies.. 3-4 dni temu.. - spoglada na nia badawczo

Zszokowana Jane zagapiła się na Claire. Potem spojrzała na swój zegarek, który jak byk pokazywał 6 października.

-Nie... to niemożliwe... -pokręciła głową. -Dziś jest szósty. -podała Claire swój zegarek.

- gdyby to byl 6 to bysmy tu byli... - Claire liczy w myslach - ok 2 tygodni.. a jestesmy dluzej.. o wiele za dlugo.. ale to swoja droga. Cos z Twoim zegarkiem jest moze nie tak.. - wzruszyla ramionami - mozemy pojsc sie popytac ludzi ktory dzisiaj.. moze mi tez sie cos pomylilo - przeciez jakby nie patrzec inni mnie gdzies trzymali.. i tylko tak mniej wiecej wiem ile to trwalo.. - dodala w myslach.

Jane była zdenerwowana.

-To chyba dobry pomysł z tym popytaniem. Chyba Rose jest najlepiej zorientowana.

- tak, ciagle siedzi tam sama chodzmy - Claire podparla sie rekoma i ledwo wstala - uhhh... - czeka na Jane -

-Może ja do niej pójdę, a ty sobie posiedzisz? -zaniepokoiła się stanem Claire sama wstając.

- tak chyba to bedzie lepszy pomysl.. dziwnie sie dzis czuje - usmiecha sie lekko - to ja tu poczekam - znowu usiadla i zakopala stopy w piasku.

Jane podeszła do Rose. Chwilę porozmawiały i po kilku minutach Jane wróciła do Claire. Usiadła z otępiałym wyrazem twarzy obok Claire.

-Miałaś rację.