Obozowisko na południowej plaży [od 15/16 dnia]

Gdy juz sie najadla postanawia wstac i rozprostowac kosci. Tak tez wlasnie robi. Przechadza sie po plazy.

-Może po prostu pierwsza z nimi jakoś zadarłaś?- zapytał Stellę zaskoczony Goodwin.

Sawyer wszedł na plażę z bananami. Zostawił ich trochę dla wszystkich a resztę wziął ze sobą. Zobaczył Jane jak siedzi przed swoim namiotem i podszedł do niej - banana? - spytał uśmiechnięty dając jej kilka bananów

Shannon korzystaja z okazji ze zawsze wieczorem woda jest cieplejsza, wraca do namiotu i przebiera sie w stroj. Idzie sie wykapac do oceanu. Najpierw noga sprawdza czy woda jest dostatecznie ciepla, a potem wbiega do niej z impetem. Plywa sobie przez jakis czas.

Claire zauwazyla ze juz sie sciemnia. Kladzie dziecko na kocu i szperwa w swoich torbach. Wyciaga jakas bluzke i mowiac - i tak jej nie lubilam - drze ja na kawalki - no malenki czas na kapiel - usmiecha sie do niego. Przebiera sie szybko w zwiewny stroj i idzie w kierunku oceanu. Wchodzi do wody do pasa i sciereczka obmywa dziecko - jak ma mam Ci dac na imie.. - myslala. Gdy juz sie wykapali, wychodzi na brzeg gdzie szybko zawija dziecko w sucha szmatke, ktora do niedawna byla jej bluzka. Owija je jeszcze kocem i idzie do swojego namiotu.

Jane bierze od Sawyera banany.

-Siadaj. -uśmiecha się i klepie piasek obok siebie.

Shannon wychodzi cala mokra z oceanu, owija sie recznikiem ktory zostawila na plazy. Idzie do namiotu. Przebiera sie w cos lzejszego i uklada spac - ten dzien byl pelen wrazen.. jestem taka zmeczona... - myslala i po chwili zasnela.

Stella patrzy na mężczyznę jak na idiotę - Zadarłaś? Tym, że uwolniłam jednego z nich, po tym, jak Pobiła go Jane i zamknęli go w tym bunkrze? - Zapytała ironicznie - A poza tym, ja nie mówię, że akurat mi coś zrobili. Ale porwali Claire i faszerowali ją jakimiś prochami, a ona jest w ciąży! I coś, a raczej ktoś napadł Charliego i Sayida. Nie wierzę w bajeczkę o czarnej chmurze. I dobrze wiem jak zrobić zasłonę dymną - Dodała z zacięciem - Banda skończonych kretynów, która myśli, ze mogą nas zabić - urwała, a po chwili postanowiła dokończyć - Lub bawić się nami i naszymi uczuciami - Powiedziała, nieco zasmucona - Zbieram ekipę. Niedługo ich znajdziemy - powiedziała szeptem i wstała. Rozejrzała się, czy nikt jej nie obserwował i odeszła do swojego namiotu

Claire uklada malego w namiocie i szczelnie go zawija kocykiem zeby nie zmarzl. Patrzy sie na niego przez chwile jak slodko spi. Sama natomiast siada i obserwuje ludzi na plazy z usmiechem. Po chwili wyciaga swoj pamietnik i zaczyna cos w nim pisac.

Goodwin otworzył usta, aby odpowiedzieć coś kobiecie, ale ona szybko wstała i poszła przed siebie. Goodwin wstał i pobiegł za nią.
-Myślę, że się przydam na tą wyprawę. Służyłem w końcu kiedyś w US Army. Kiedy wyruszamy?

Sawyer usiadł obok Jane - jak się czujesz? - spytał

-Całkiem nieźle. -uśmiechnęła się. -Mogę już normalnie jeść. -zażartowała. -A jak z twoją ręką? -odważyła się zapytać.

Sawyer sam na nią spojrzał. - wiesz że nie wiem ale chyba już lepiej bo aż tak nie boli....no ale jakoś nie chce mi się ściągać opatrunku - uśmiechnął się - no to skoro możesz normalnie jeść to proszę bardzo, smacznego - pokazał na banany

Jane obrała jednego i zaczęła jeść.

-Jack powinien zerknąć na twoją rękę.

- Za osiem dni, o szesnastej. Żebyśmy dotarli tam w nocy... wiem gdzie to jest. Za takimi brzęczącymi słupami... - Mruknęła cicho - Ale nikt prócz ekipy nie może się dowiedzieć. Idą jeszcze Allan i Wally, ten z bunkra. Ach, i przydałoby się wysadzić ten komputer w powietrze, bo oni zaczynają być od niego uzależnieni, a to do niczego nie prowadzi... - Westchnęła i weszła do namiotu, zasłaniając wejście. Położyła się wygodnie, opierając o drzewo, które służyło, za podporę konstrukcji i zaczęła coś nucić. To była ta sama melodia, którą zawsze gwizdała...

Nie...nie ma powodu go martwić zresztą na prawdę jest wszystko ok - powiedział - mam przynajmniej taką nadzieję - pomyślał - sama zbudowałaś ten namiot? - spytał patrząc na niego

Jane zerknęła za siebie.

-Noo.... tak. -uśmiechnęła się kącikiem ust, jakby lekko zawstydzona.

Goodwin nagle przed oczami zobaczył akta Stelli, które przeglądał parę dni temu. Przecież to ta chora na schizofrenię- przypomniał sobie.
-Okej. To mi przypomnij jak będziemy iść- uśmiechnął się i poszedł z powrotem na miejsce, gdzie siedział wcześniej i zaczął znowu oglądać życie rozbitków.

Sawyer spojrzał na Jane - wiem nawet nie potrafiłem być przy Tobie i Ci pomóc... - spuścił wzrok w piasek - kurcze chłodno się robi - powiedział pół nagi - ja chyba przejdę się do bunkru zostawiłem tam moją koszulę - powiedział

- Jasne - Powiedziała ironicznie

Matt poczekał, aż Goodwin usiadł i zakradając się do niego od tyłu zatkał mu buzie i zaciągnął w krzaki

Jane chwyciła Sawyera za zdrową dłoń.

-Każdy z nas lepsze i gorsze dni. -uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała.

Sawyer uśmiechnął się do Jane - ja zaraz wrócę - powiedział i poszedł w kierunku bunkru

//okolice bunkru

Lee podbiegła pod namiot.

-Cześć, mamo. Kupisz mi psa gdy wrócimy do domu?

-Może. -uśmiechnęła się tajemniczo. -Ale najpierw musisz mi pokazać jak grzeczna jesteś i iść spać.