Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Gość

- Nie, nie zostawilismy go Jamie, uspokój się. Desmond wroci, tamci nie skrzywdza go. Potrzebowali tylko mnie bym zrobił dla nich pewne rzeczy. Obiecali ze go wkrotce wypuszcza, a ja im wierze. Poza tym Desmond jest cały i zdrowy... uspokoj sie, prosze.

Shannon stara sie pocieszyc Jamie - przeciez by go nie zostawili tak.. poprostu, niedlugo napewno wroci - lapie Jacka za reke

Gość

- Jamie, musisz być silna. Nie ma innego wyjscia, musisz czekac. Pomozemy Ci w tych trudnych chwilach... - powiedzial Jack - My z Shannon... musimy porozmawiac... mam nadzieje ze zrozumiesz to... najlepiej gdybys poszla spac.

Shannon patrzy troskliwym wzrokiem na Jamie i spoglada na Jacka i przytula sie do niego - jak dobrze ze jestes - szepcze tak zeby nikt nie slyszal oprocz Jacka.

Gość

- Trzymaj sie Jamie - powiedział Jack do załamanej dziewczyny po czym spojrzał Shannon głęboko w oczy i zaprowadził ją na spacer wzdłuż plaży... teraz odpowiedział na to co Shannon wyszeptała mu przy Jamie
- Nie, raczej dobrze że Ty jestes. Kocham Cie - wyznał Jack.

Shannon idac z Jackiem jeszcze spogladala w kierunku Jamie, poczym patrzy na Jacka i sie usmiecha - ja Ciebie tez - caluje go - powiedz mi gdzie byles?? co sie stalo?? - zaszklily jej sie oczy

Gość

- Po tym jak dostałem w głowe na plaży, obudziłem się w jakiejś szklanej celi a konkretnie w Hydrze. Byłem tam zamknięty aż do czasu gdy musiałem pomoc kobiecie imieniem Colleen. Strzelila sobie w glowe, ale uratowalem ja. Potem czuwalem nad nia, przybyli potem Boone i Desmond. Twoj brat mial rozszarpana reke, ale naprawilem to. Czuwałem nad Colleen, ale potem nagle Ben, ich dowodca, z powodu zawodu milosnego strzelil sobie w brzuch... wiesz to naprawde sa ludzie z uczuciami, dlatego nas wypuscili i napewno wypuszcza Desmonda...

- jaka Colleen?! - Shannon poczula sie zazdrosna - ah opiekowales sie nia ... to ciekawe.. to ja sie tu martwilam i wogole.. - przygryza warge

Gość

- No coś Ty, to nie tak jak myslisz Very Happy

przeciez nie opiekowalem sie nia dla przyjemnosci tylko dla Ciebie... chciałem tutaj wrocic a bycie potulnym dla nich bylo jedynym sposobem... poza tym musialbym byc glupcem zeby ogladac sie za inna kiedy przy sobie mam takie cudo - tlumaczyl sie slodko Jack

Shannon jeszcze przez chwilke miala focha, ale zaraz przytulila sie lekko do Jacka - ok przypuscmy ze Tobie wierze -zasmiala sie - ale to .. porwali Ciebie po to bo wiedzieli ze ona sie zastrzeli? i czemu Boone ma rozszarpane ramie? - drazyla temat

Gość

- Oj kochanie. Sprowadzili mnie tam bym zoperował Bena, ich przywodce, który miał raka. Ja zrobilem wiecej, ale nie operowałem go bo na wyspe dotarla pani neurochirurg, więc byłem zbędny. Dlatego mnie wypuscili. Co do Boone'a... Tamci rzucili jakims ladunkiem wybuchowym w strone Boone'a i Desa, stad te slady... ale chyba nie jestes zazdrosna ? co?

- jasne ze nie!! pfff!! - zawstydzila sie i uciekla wzrokiem - jak to ladunkiem wybuchowym.. co z nich za ludzie... -

Gość

Jack zasmiał się i ze szczescia podniosl Shannon na swoje ramiona jak prawdziwą księzniczke.
- A wlasnie ze jestes zazdrosna! Nie mow ze nie! - Jack dzis nie mogl powstrzymac sie od swych uczuc. Kipial emocjami i to tymi pozytywnymi.

Shannon zaczela krzyczec i sie smiac - wcale nie !! nie jestem zazdrosna!! - smieje sie glosno i oplata rekoma szyje Jacka i dotyka jego czola swoim czolem, poczym patrzy mu sie prosto w oczy.

Gość

Jack zbliza sie do brzegu i powoli z Shannon na rekach wchodza do wody. Jest juz troche ciemno, wiec nikt ich nie widzi. Jack caluje namietnie Shannon w usta po czym zdejmuje koszulke...

Paul wrócił na plaże z drewnem. Wszystko wydawało się zwyczajne jednak Paul zauważył siedzącą na plaży Libby...podszedł pod nią i zaczął rozmowę...- Przepraszam cię za to...ale wiesz...-uśmiechnął się i popatrzył szczerze na Elizabeth

Shannon odwzajemnia pocalunek Jacka. Nie opiera sie gdy on zdejmuje jej koszulke. Sciaga jego koszule poczym przyciaga go do swojego ciala by czuc jeszcze bardziej jego bliskosc, gdy juz jest prawie naga.

Gość

Jack z każda milisekunda byl coraz blizej ciala Shannon i z każdą milisekunda na ich ciałach było mniej ubrań. W nocy przy świetle księżyca obdarowywali się pocałunkami, jak spojrzeniami za dnia. W powietrzu można było wyczuć ich myśli, jakby ze sobą rozmawiali w ten sposób... ich ciała stały się jednością.

Po policzku splynela jej lza. Tak bardzo pragnela jego bliskosci i nie mogla uwierzyc ze on tu jest. Zaczyna calowac delikatnie gorna warge ust Jacka i delikatnie wodzi po niej jezykiem, po chwili zamienia sie to w namietny pocalunek.

Gość

Jack czuł jak powoli Shannon wchodzi pod jego skore, staje sie czescia jego... teraz swiat ich otoczający mogłby się skończyć. Czuł że jest dla niej tym wszystkim czego ona oczekiwała od niego. Wierzyli że ta chwila jest perfekcyjna i nic już nie może zburzyć ich szczęścia...

Shannon razem z Jackiem unosila sie na wodzie. Czula jego oddech na swojej skorze, co jeszcze bardziej ja podniecalo. Wbila paznokcie w jego szerokie barki. Bylo jej tak rozkosznie, ze nie mogla wytrzymac i przygryzla delikatnie ucho Jacka.

Gość

Jack nie odrywał wzroku od oczu Shannon, by ona czuła się bardziej komfortowo. Delikatnie popychał do przodu, delikatnie wykonywał łuki do tyłu. Słyszał każdy dźwięk jaki wydała Shannon. Serce biło szybciej i mocniej... doznania również były mocniejsze.

Shannon oplata Jacka nogami w pasie i caluje go coraz namietniej. Zaczyna coraz szybciej oddychac. Przymyka oczy by skupic swoje zmysly zupelnie gdzie indziej. Slyszy ze Jack rowniez jest gotowy do tego wrecz metafizycznego przezycia..

Gość

W pewnym momencie rozkosz sięgnęła zenitu. Jeśli by mierzyć poziom rozkoszy to już dawno przebrałaby się miarka. W jednej sekundzie ich ciała skamieniały. Twarz Shannon była zarówno piękna jak i zmęczona. Dlatego Jack nałożył na zmęczona Shan swoją koszulę i wniósł ją do namiotu. Położył się obok niej, spojrzał w oczy i nie zdążył powiedzieć dobranoc a Shannon już spała. Przykrył ją kocem i wtuleni w siebie czekali na nowy dzień...

Libby spojrzała na Paul'a:
-Nie szkodzi - powiedziała usmiechajac sie