Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Shannon pomaga Waltowi przenosic i mysli nad tym jak trzeba zrobic ten namiot. - Bedziemy musieli tez skoczyc do dzungli poszukac dlugich mocnych kiji - powiedziala do Walta zamyslona.

Gość

Jack wchodzi na plaże. Szuka wzrokiem Shannon - Wow! Co robicie? - spoglada na nia i na Walta

- o czesc i co z Paulem? - zapytala - a to - wskazala na niesiony kawalek metalu z Waltem - to bedzie taki wiekszy namiot szpitalny, czyli Twoje miejsce pracy kochanie - usmiecha sie do Jacka uroczo

Gość

- Swietny pomysl... wiec teraz wam pomoge... a z Paulem... trzeba czekac, ale wszystko bedzie ok - poweidzial Jack

-Chodźmy do namiotu. -Jane bierze Sawyera za rękę i idą razem do namiotu.

Po drodze Jane zauważa Shannon i Walta.

-Idź dalej sam. -daje Sawyerowi gorącego buziaka zupełnie nie przejmując się tym, że robi to na oczach wszystkich co są na plaży. -Chcę trochę pogadać z Shannon.

///Sawyer idzie do namiotu

-Cześć Shannon. Hej Jack. Siema Walt.

- czesc Jane - usmiecha sie i podaje Jackowi kawalek blachy - co slychac? -

-Mogłoby być lepiej. -powiedziała myśląc o swoim zdrowiu. -To znaczy jest super. -zaraz się poprawiła.

Walt znosi mniejsze elementy

- wlasnie robimy cos w stylu polowego szpitala, widzialas ze Charlie do nas wrocil? - zapytala

-Serio? -Jane była zaskoczona.

- fale go wyrzucily.. mowil cos o innych i o wodzi podwodnej - Shannon robi mine wskazujaca ze nie bardzo mu wierzy - jest wycienczony, pewnie bredzil. Polozylismy go w tamtym namiocie - Shannon wskazala oczami -

-Jak dla mnie to Tamci mają zbyt dużo luksusów. Mogliby nas stąd zabrać do cywilizacji, a nie napadać.

- zgadzam sie z Toba w zupelnosci. A co Ciebie do mnie sprowadza? - usmiecha sie

-Walt!!! -na plaży rozległ się okrzyk.

Walt popatrzył w tamtą stronę. Jego ojciec go wołał.

-Muszę iść. -zrobił smutną minę. -Vincent! -zawołał bez przekonania.

- czesc Walt - krzyknela Shannon - dzieki za pomoc - macha mu na pozegnanie poczym patrzy na Jane

-A tak sobie chciałam pogadać. -Jane prezentowała beztroski humor.

Shannon sie rozesmiala - jestem za.. brakuje mi takich babskich rozmow - zwraca sie do Jacka - skarbie jeszcze trzeba tamto przeniesc - pokazuje na miejsce gdzie lezy kupka rzeczy zebrana przez nia i Walta - mozemy sie przejsc kawalek - zwraca sie do Jane z usmiechem

Walt biegnie do ojca razem z Vincentem.

-Świetny pomysł.

Shannon idzie z Jane na spacer - i jak ten Twoj kaszel? mam nadzieje ze pamietasz o tabletkach - puszcza oczko do Jane

Gość

Jack pracował na "budowie" w pocie czoła - tylko szybko wracaj Shannon!

-Jest coraz gorzej. -mruknęła ponuro Jane. -Boję się myśleć, co będzie jak skończą się leki.

- to moze powinnas zagadac z Jackiem... moze sa tu jakies rosliny, ktore moglyby Ci pomoc, aczkolwiek ja ostatnio coraz lepiej sie czuje.. dawno juz nie mialam ataku - powiedziala i usmiechnela sie do siebie

-Ale ty masz astmę, a ja uszkodzone płuca. Wiedziałam, że zmiany ciśnienia szkodzą mi, ale teraz już nawet długie przebywanie pod gorącym prysznicem wywołuje ataki. Biegać też nie mogę. Czuję się jak inwalidka.

Boone nadal siedział przy Angel.. kilka dni minęło. Stan Jej zdrowia wyraźnie się poprawił. Wykorzystał chwilę Jej snu, by rozprostować kości i przejść się po plaży. Opuścił ukochaną, oddając pocałunek.