Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Gość

- To był zwyczajny ślub, przygotowałem świetną mowe można powiedzieć. To było szczere uczucie, dlatego slub byl peikny dla mnie, ale uczucia już od dawna nie ma. A teraz przygotuje jeszcze lepsza mowe na nasza uroczystosc Very Happy

- hmmmmmmmmmmmmm Very Happy

a moze mi zdradzisz co masz zamiar powiedziec? - usmiecha sie zalotnie i macha rzesami

Gość

Jack lekko się uśmiechnął.
- To już nie miałoby takiego uroku Wink

musisz uzbroic sie w cierpliwosc, bo gdy wydostaniemy sie z tej wyspy, to od razu zajmiemy sie razem nasza uroczystoscia. Bedzie tak jak zechcesz. Zobaczysz, bedziesz ze mna szczesliwa. Obiecuje...

- wierze w to - usmiecha sie i daje calusa Jackowi - juz sie nie moge doczekac naszego slubu, juz mam w glowie projekt mojej sukienki tak mniej wiecej... wogole to musze potem isc na chwile do bunkra, bo w jednej gazecie byly takie sukienki... - zamyslila sie

Gość

- Kochanie, pierw poszukamy Angel. Musimy to zrobic dla Boone'a. W sumie ja juz dluzej nie moge tutaj lezec kochanie. A o zdrowie Sayida sie nie martw. Jest z nim ok.

- napewno? przeciez teraz ja moge przy nim posiedziec - zreflektowala sie Shannon

Libby usiadła na piasku.

Shannon patrzy jak Jack idzie szukac Angel. Po chwili widzi jak Libby wychodzi z dzungli na plaze. Kiwa do niej.

Libby pomachała Shan.

Paul wchodzi na plażę z dżungli i ...ponownie upada na ziemię... mruknął cicho pod nosem - kur** znowu ten korzeń - nie miał sił wstać i zaczął się śmiać...

Libby podedeszła do Paul'a i podała mu reke

Dziękuję Ci - Paul wstał i zaczął iść w stronę Shannon trzymając Libby za rękę...

-Hej Shannon.

Shannon troche sie przerazila jak zobaczyla ze Paul upadl.. wstala gwaltownie z koca, ale widzi ze Libby pomaga i ze ida w jej strone. Gdy juz do niej podchodza mowi - czesc wam, nie widzieliscie nic dziwnego w dzungli? - zapytala

-Ja nic ,a co sie stało ? -zapytala

Eeeee...nie a czemu pytasz? Tzn...ja nic nie widziałem...a coś się stało...

Shannon pokazuje Libby i Paulowi zeby zajrzeli do namiotu, gdzie lezy ranny i nieprzytomny Sayid - to sie stalo - mowi gdy tam oboje zagladaja.

-O cholera- powiedziała

Paul nie wytrzymał i przeklnął - o kur** teraz to - zaciął się... - muszę się wziąść za siebie - powiedział pod nosem

- dokladnie.. nie uwierzycie, ale zaatakowal go niedzwiedz.... polarny -

Co? Kurde ale jak? Niedźwiedź tutaj? Polarny - krzyknął

- tak tez nie moglam w to uwierzyc.. takze uwazajcie jak chodzicie po dzungli... nigdy nic nie wiadomo - patrzyla na nich z przerazeniem.. - gdybysmy nie pobiegli z Jackiem to pewnie nas by zaatakowal - :/

Ej ale co się stało? Przecież ....no nie rozumiem nic już - Paul usiadł obok Shannon i zaczął słuchać

- ja tez nic nie rozumiem... moze to tamci nasylaja na nas te zwierzeta, przynajmniej tak Boone mowi ale to sa tylko domysly.. zwroccie uwage ze ta wyspa jest dziwna.. powiedzialabym wam jeszcze o czyms ale napewno mi nie uwierzycie .. i uznacie za wariatke.. -

Nie no powiedz...muszę się czegoś dowiedzieć...muszę wiedzieć co się tu dzieje - powiedział przestraszony lekko