Obozowisko na południowej plaży [od 9 dnia]

Jane zakłada na głowę bandanę by osłaniała nos i usta, po czym zakłada rękawiczki i wchodzi do wnętrze wraku.

-Przydałaby się maska gazowa

- tak bedziesz mogl.. przemyce Ciebie pod spodnica - smieje sie

Gość

- Świetny plan!! Juz nie moge sie doczekac jego realizacji Very Happy

Pod spodnica, hmmmm Very Happy

No dobra, wybacz zamyslilem sie, masz jedzenie - podaje talerz z salatka - smacznego kochanie

Shannon siada obok Jacka i je sniadanie - mmm nie ma to jak zdrowe sniadanko, jak przyniesiemy jedzenie z bunkra to trzeba gdzies je ulozyc, moze jak Jane wroci to zapytamy sie czy sa tam jakies polki.. albo cos z czego mozna je zrobic -

Gość

- Szczerze mowiac mam juz dosyc tego rzadzenia wszystkim, dopiero co zaczalem, ale juz mam dosyc. Musze znowu myslec za innych i podejmowac za nich wiazace decyzje. Przynajmniej sniadanie mi sie udalo Very Happy

Jane zaczęła systematycznie przeszukiwać wrak wyrzucając na zewnątrz wszystko co mogłoby się przydać. Na razie omijała zwłoki zmarłych pasażerów nadal przypiętych do swoich foteli. Później miała zamiar zabrać ich portfele i wartościowe rzeczy, by można je było pewnego dnia oddać ich rodzinom.

- ludzie Ciebie wybrali bo jestes najodpowiedniejszym czlowiekiem do tego - daje mu calusa - pomoge Tobie jak tylko bede mogla, a sniadanie bylo pyszne Smile

Gość

- Ale oni mnie jeszcze nie znaja, a juz mnie wybrali, no ale coz, zgodzilem sie na to... no to teraz musimy umyc sobie zabki, ale nie robmy przestawienia i sie nie pobrudzmy cali Very Happy

- Jack, kazdy widzial jak pomagales wszystkim zaraz po katastrofie.. to chyba jest jasne ze Ciebie wybrali. Ok chodzmy - podchodza do brzegu.

Gość

- Mogli wybrac Jane, albo kogokolwiek innego... no ale nic, daj buziaka i koniec tematu

Po półgodzinie wyszła na zewnątrz. Ściągnęła z twarzy bandanę i zachłysnęła się świeżym powietrzem. Pochyliła się opierając dłonie na kolanach i poczekała aż kaszel sam minie.

Shannon daje calusa Jackowi - dasz rade - usmiecha sie. Gdy juz umyli zeby wracaja do miejsca gdzie stoi ich piekny namiot Razz

Jane, zaraz po tym jak jej przeszedł kaszel zaczyna segregować rzeczy z samolotu: bagaże, koce i inne materiały, zawartość pokładowej kuchni, etc.

Wraca do wraku i wynosi, a raczej wyrzuca resztę rzeczy, a następnie zabiera się za przeszukiwanie zwłok.

Sawyer pływa już kilka minut. Wreszcie wychodzi z wody....i zaczyna się ubierać.

Shannon widzac Sawyera, ktory wyszedl wlasnie z wody krzyczy do niego - czesc Sawyer, jezeli szukasz Jane to jest tam - wskazuje na wrak samolotu - przydalaby sie jej pomoc..

Sawyer uśmiechnął się do Shannon po czym poszedł do wraku samolotu poszukać Jane

Gość

- Kolejna para na wyspie?? - zapytał zaciekawiony Jack

- to nie wiedziales? - zapytala zdziwiona

Gość

- Ja nic nie wiem... skad moglem wiedziec, jak swiatu poza Toba nie widze?! - powiedzial sztucznie oburzony lekko Jack

Shannon sie rozesmiala, wtula sie w Jacka i szepcze mu na ucho - uuu to bardzo niedobrze panie doktorze i jak pan moze z tym zyc?? -

Gość

- Nie wiem, naprawde nie wiem... ta choroba jest nieuleczalna... - robi smutna mine po czym przybliza swoja twarz do twarzy Shannon, a potem ja caluje w usta powoli, lecz namietnie.

Shannon odwzajemnia namietny pocalunek, tak namietny ze nogi zrobily jej sie jak z waty i gdyby nie to ze byla w silnych ramionach Jacka, pewnie by juz lezala na piasku. Przerywa na chwile pocalunek i szepcze - ciesze sie ze jest nieuleczalna - smieje sie szatansko i kontynuje pocalunek.

Gość

Jack całuje Shannon - ja tez sie z tego ciesze, ale mam nadzieje ze ta choroba przenosi sie droga pocalunkow - i dalej calowal Shannon

Shannon przerywa na chwile pocalunek i patrzy sie Jackowi w oczy - czytalam gdzies w jakiejs madrej ksiazce... ze musi byc ich naprawde duzy zeby doszlo do zakazenia ta choroba - mowi i robi udawana powazna mine