Okolice bunkra [od 9 dnia]

w bunkrze? - spytał zdziwiony Vin - nie nie byłem tam...ale wiesz. Ja nie chce mu przeszkadzać. Pewnie ma wiele innych spraw na głowie.

- no jak chcesz.. ale nie wydaje mi sie zeby byl teraz az tak zajety.. a co Ci sie stalo w plecy? - zaciekawila sie

Vin ściągnął podkoszulek i obrucił się plecami do Shannon. W jego plecach pod skórą było widać niewielkie jednak bardzo ostre małe kolce które przy większym wysiłku potrafiły dać o sobie znać.
-Jedna z części samolotu ugrzezła na drzewie. Spadłem z kilku metrów na plecy z tego drzewa w takie krzaki. To teraz faktycznie boli.

- uh - przerazila sie troche na widok kolcow w ciele Vina - faktycznie nie wyglada to najlepiej.. i dopiero teraz o tym mowisz?! powinnismy udac sie szybko do bunkra, tam jest apteczka.. a to trzeba zdezynfekowac -

-No może faktycznie masz racje. Nie ma co teraz pokazywać jakim się jest twardym skoro to przy schylaniu czy wstawaniu z ziemi strasznie kole. No i pasowałoby by ktoś mi to usunął...wiesz prubowałem sam ale nie dam rady - odparł

- wiec chodzmy - usmiechnela sie do niego - to niedaleko -

No ok to prowadź - powiedział do Shannon po czym w drodze do bunkru ubrał spowrotem podkoszulek by Jack nie pomyślał sobie Bóg wie czego Razz

bunkier

Angel szybkim krokiem udala sie w strone bunkru. Dziwne emocje ją ogarniały gdy spogladala w miejscie gdzie chmura ją zaatakowala .

Stella chodziła bez celu poddenetwowana. Wyjęła z plecaczka jakieś pudełko, wyjęła tabletke i szybko ją połkła, popijając wodą z butelki. Wszystko zapakowała do plecaka i poszła dalej. Ogarnął ją błogi spokój...
No w sumie jestem dzielna, nie zabiją mnie. To ja ich zabije... ich wszystkich!
Po godzinie chozenia doszła do jakiegoś włazu
Co to jest? O boże! Oni mnie tu specjalnie sprowadzili! Mieli już przyszykowany schron! Miałam tu umżeć z głodu! Chcą mnie zabić!!
Znów poczuła silny strach. Usłyszała jakieś głowy
-Zabijemy cię! nie dasz nam rady!! Jesteśmy silni! Mamy plan!!
Stella zaczeła uciekać jak najdalej od włazu przerażona. Pobiegła na plażę

Lincoln zobaczył jakąś wariatkę biegającą obok bunkra.
-Do takiej lepiej w ogóle nie podchodzić- pomyślał.

Lincolna znudziło czekanie na złapania jakiegoś "Innego". Odszedł od drzewa i ruszył przed siebie.

Ben szedł powoli w strone bunkra. Tak bardzo ryzykował... Dla wyższej racji

Shannon kieruje sie szybkim krokiem w to miejsce gdzie ostatnio rozmawiala z Benem.

Ben idzie za Shaqnnon. Kiedy już oddalili się od bunkra powiedział
- Nie zapominaj, że to nasza wyspa. Mogę przychodzić gdzie chcę. Mam ochronę... - Lekko się uśmiechnął a potem przeszedł na właściwy temat - Chciałem, żeby Jack był przy tej rozmowie...

Shannon sie odwraca - a gdzie on jest? - pyta zdziwiona - ochrona? czyli ta czarna chmura to Twoja sprawka ? - Razz

Gość

Jack wychodzi z bunkra. Patrzy na Bena i Shannon. Czeka na ich reakcje.

- Witaj Jack. Czekałem na ciebie... Dobrze się składa, że za nami poszedłeś - Uśmiechnął się blado. Potem popatrzył na Shannon - Czarna chmura... nie mam nad nią kontroli... Przejdźmy do rzeczy... - Lekko pobladł

Gość

- Witaj Ben... powiedz co masz nam do przekazania - usmiechnal sie lekko

- To raczej wy, mieliście mi na coś odpowiedzieć... Decydyjecie się? - Usiadł na jakimś pniu, bo strasznie bał się ich odpowiedzi. Ale nie okazywał tego zbytnio...

- ide sie spakowac - powiedziala i ruszyla w kierunku bunkra.

Gość

- Jak widzisz, moja odpowiedz jest taka sama. Zaraz bedziemy... - powiedzial Jack
//bunkier//

Benj odetchnął z ulgą. Siedział pod drzewem i czekał...

Gość

Jack i Shannon wyszli z bunkra. Zastali Bena siedzącego pod drzewem - jesteśmy gotowi... - oznajmil Jack

- jeszcze pare rzeczy zostawilam na plazy.. jakbym mogla wrocic po nie pozniej - powiedziala bez wyrazu - mozemy isc? - zwrocila sie do Bena

- Oczywiście - Ben z natury rozgadany, ale jak działo sie coś ważnego nie odzywał się niemal wcale. Poprowadził ich przez dżungle