Wodospad

- a jak bardzo nieprzyzwoita? - zapytala z figlarnym usmieszkiem poczym rozpiela spodnie Jackowi, bardzo powoli... i wklada swoje dlonie jeszcze glebiej...

- Baaardzo- szybko złapał jej ręce pod wodą i pomógł jej włozyć ręce jeszcze głębiej

Shannon sie usmiechnela i gdy juz poczula.. to co miala poczuc, zaczela delikatnie poruszac dlonmi w rytm bicia ich serca.. wyszeptala mu do ucha - to juz nie moge sie doczekac tej kary..- i zaczela go delikatnie muskac ustami po szyji.

Jack poczuł niewyobrażalną rozkosz, chociaż robili to już nie raz... Przycisnął swoje usta mocniej do ust Shannon i czuł, że zaraz ekspolduje...

Shannon odwzajemniala pocalunki Jacka, nadal sprawiala mu rozkosz, tym razem troche szybciej..

Jack już finishował, jednak pozwolił Shannon dokończyć. Poczuł cudowną rozkosz i odjął jej ręce od swoich. Postanowił jej się odwdzięczyć i odwocił ją do siebie plecami...

Shannon przylgnela swoimi plecami do Jacka i odchylila glowe do tylu by moc zaczac do calowac po policzku...

Jack zaczął poruszać swoim ciałem coraz mocniej i mocniej...

I tak trwali w tym uscisku milosci przez dosc dlugi czas..

Jack wyszeł z wody i ruszył w kierunku plazy

-> plaża

Shannon wychodzi z wodu juz ubrana w stroj i ubiera spodniczke. Rusza przed siebie.

//okolice bunkra//

Kat dobiegla do wodospadu.
Ja nie moge... jeszcze mi agenta na wyspie brakowalo pomyslala cala wsicekla na siebie Taki weszy co chwila. Weszy i zastanawia sie co zlego zrobilas...
Krzyknela wsciekla. Usidla pod drzewem kolo wodospadu i po dwoch godzinach zasnela. Rano wstala i zjadla papaje. Wykapala sie i przez chwile pomyslala ze Tomowi by sie tu podobalo. Ale szybko wyrzuila z glowy ta mysl.

Jack siedział przez te całe dwie godziny wpatrując się w wodospad... Była to jedyna piękna rzecz na tej wyspie... żyjąca własnym życiem... bez trosk i zmartwień.

Cholerna wyspa!- krzyknął w myślach

Kat nawet nie patrzyla na Jacka. Gapila sie w zupelnie innym kierunku. Spojrzala na niego. Nie miala sie czego obawiac. Kate Austen zostala w domu. Ona jest Kat. Dziewczyna bez nazwiska. Usmiechnela sie pod nosem i spojrzala na przecieta dlon. Przestala sie przejmowac malym samolotem i zdjeciem w kieszeni. Teraz chciala tylko byc soba. Spojrzec w lustro i zobaczyc nie dziwke Nell, nie kochanke Ellie tylko kobiete bez zamachowac - Kat. Usmiechenla sie do siebie raz jeszcze i ugryzla papaje. Sok zaraz splynal jej od dloni az po lokiec. Kobieta zlizala kropelke kleistej cieczy. Kiedy skonczyla jesc owoc podeszla do wodospadu i weszla az po kolana do wody. Umyla rece i buzie. Szybko wyszla i sciagnela dzinsy i koszulke zostajac w samym bikini i pobiegla do wody, zanurkowala xD

Jack myślał o całym swoim życiu... O Viktorze Drazenie, Ukraińcu, którego zabił z zimną krwią, o braciach Salazar, o jego zmarłej żonie oraz kobiecie, która ją zabiła, Ninie Mayers. Jack pamiętał każdy moment jak pakował w nią kolejną kulkę w jednym z pomieszczeń CTU. Miał wtedy dziką satysfakcję, że kobieta, która zdradziła CTU, wwiozła do Stanów broń nuklearną oraz próbowała zarazić całe Los Angeles śmiertelnym wirusem wreszcie zasłużyła na swoje...

Kat wynurzyla sie. Usiadla na jakiejs skale po turecku i w pewnien sposob czula sie wolna. Bez kajdanek na rekach. Bez glupich oskrazen. prosb i wolan dziecka. Bez przywiazania. Zniewolenia i tych wiezow ktore nie pozwalaly jej odejsc. Teraz odeszla i nie czula do siebie zalu ze maly Tom patrzy przez okno wyczekujac jej przybycia. To nie moja wina ze sie tu rozbilam... - powiedziala z usmeichem na ustach.

Jack zastanawiał się jakby wyglądało jego życie w tym momencie, ale w normalnym świecie... Pewnie wykonywałby kolejną misję w celu ochrony USA narażając życie. Zastanawiał się co teraz się dzieje w CTU bez agenta, który dostarczał im świetne wyniki...

- Wy agenci widzicie tylko biel i czern. Zadnych szarosci. - rzucila nagle

- Co masz na myśli?

- Mam namysli ze albo cos jest zle, albo dobre. Nie ma czego takiego jak zło z koniecznosci. - powiedziala

- Mylisz się- powiedział krótko

- Nie myle sie - powiedziala - Wiem to z doswadczenia. Rozbijacie rdozine. Zabieracie dziecku matke bo zabijala z koniecznosci. - powiedziala

- Nie ma czegoś takiego jak zabijanie z konieczności. Zabijać można tylko z nienawiści albo dla pieniędzy. I uwierz mi, nie mylę się.

- Zabijanie w obronie wlasnej to nie koniecznosc? - spytala

- Zabijanie we własnej obronie nie jest karane- powiedział zgryźliwie