Lotnisko-Hala Odlotów (WSZYSCY)

Shannon konczac nakladac puder, wyciaga tusz do rzes - emmm mowilam - zaczyna malowac rzesy - ze pewnie w LA sie juz nie spotkamy - powiedziala skupiajac sie na rzesach

-Zerknie pan na moje rzeczy przez chwilę? -zapytała Jane barmana i wyszła z barku.

Poszła do informacji linii Oceanic.

-Dzień dobry. -powiedziała do kobiety siedzącej za ladą. -Jestem z lotu 815, rejs z Sydney do LA. Chciałabym sie dowiedzieć czy 12.00 jest nadal aktualną godziną odlotu?

-Tak, jak najbardziej. -odpowiedziała kobieta.

-Samolot przeszukują psy z odziałów antyterrorystycznych. Nie wierzę, że skończą przed dwunastą.

Kobieta zaczerwieniła się i nerwowo powiedziała:
-Psy przeszukują pokład samolotu, który pierwotnie miał odlecieć. W tej chwili ściągamy inny egzemplarz. Odlot nastąpi o 12.00. Nie będzie już żadnych opóźnień.

-Dziękuję. -powiedziała Jane i wróciła do barku

Cztery godziny spóźnienia. Może jednak zdążę na to spotkanie?

Lincoln wpada na halę lotów mocno spóźniony. Rozgląda się wokół. Na szczęście lot opóźniony. Dzięki Bogu, zdążę. Dlaczego po lotnisku kręci się tyle policji? Miejmy nadzieję, że mnie tu nie szukają. Lepiej ukryje się w kiblu, bo mnie jeszcze zobaczą. Lincoln zakrada się do łazienki nie zwracająć niczyjej uwagi.

Jane wyjęła z plecaka pokaźny skoroszyt, otwarła go na zaznaczonej stronie i zaczęła przeglądać tekst z ołówkiem w ręce.

Eko zaczął nerwowo spacerować z jednego końca hali na drugi.

Shannon chowa tusz. Wyciaga blyszczyk i maluje usta.

Gość

Jack wraca do Ashley.

Jane wyciąga z plecaka fiolkę z jakimiś tabletkami, wytrząsa dwie i popija drinkiem.

Lincoln robi się głodny. Nerwowo wygląda przez uchylone drzwi łazienki w poszukiwaniu jakiegoś sklepu spożywczego.

- Ładnie ci z tym błyszczykiem - zagada Charlie Shannon, ponownie do niej podchodząc - czy twój brat już tu jest?

- Oh dzieki!! mam tu jeszcze pare innych...- odpowiedziala -ehh nie ma go jeszcze - posmutniala Shannon - i zaczyna mnie to wkurzac... , a Ty tez na kogos czekasz?? - zapytala

Lincoln z ciemnymi okularami na nosie wyrywa się na chwilę ze swojej kryjówki do sklepiku na rogu hali.

-Dwie jagodzianki proszę- mówi Linc wyciagając portfel.
-Dwa pięćdziesiąt- skelpikarz podaje cenę.

Lincoln płaci za bułki, gdy nagle z głośników pojawia się miły głos:
-Pasażerowie lotu 813 z Sydney do Panamy proszeni są do odprawy.

Linc stoi w kolejce do odprawy lotu 813, gdy nagle w jego kieszeni zaczyna dzwonić telefon.
-Halo...Michael?...Kogo?...Niemożliwe... Wracam do Ameryki. Wiesz, że nasz ojciec chciałby żebyśmy jej pomogli!... Jak to nie mogę?... Później polecę do Panamy, teraz muszę zamówić najbliższy lot do USA... Nie obchodzi mnie to Michael!... Cześć!

Lincoln zjawia się w dziale lini Oceanic:
-Chciałbym zamówić bilet na najbliższy lot do USA.
-Mamy wolne jedno miejsce na lot 815 do Los Angeles. Jeden z naszych klientów zrezygnował ze względu na małe opóźnienia. Proszę się jednak nie martwić, samolot niedługo wystartuje.
-OK! Biorę ten bilet bez względu na cenę!
-Wolne jest tylko miejsce 42B. Mogą panu przeszkadzać tam niewygodne dla ucha dzwięki. Jest pan pewien?
-Tak, jestem pewien.

Zamiast żyć spokojnie w Panamie pakuję się w kolejne kłopoty, ale czego się nie robi, żeby wypełnić wolę ojca?

Claire siedziała na ławce i trzymała nogi na swojej ogromnej walizce. Czytała książkę, ale co chwilę podnosiła wzrok i spoglądała na otaczających ją ludzi. Przyglądali jej się. Przywykła do tego, że ludzie traktują ją jak chodzącą bombę zegarową. W zaawansowanej ciąży nie powinna lecieć samolotem. Ale musiała dostać się do Los Angeles i skończyć ten rozdział swojego życia.

Jane przeciera zmęczone oczy i zgarnia swoje rzeczy do plecaka. Płaci barmanowi za drinki i wychodzi do głównej hali lotniska by rozprostować kości i skrócić oczekiwanie.

Lincoln wraca do swojej kryjówki w łazience, gdy nagle zauważa barek. Dobra, strzele sobie jedno piwko i szybko wrócę do tej łazienki. Chyba nikt od razu mnie nie rozpozna. Linc siada na krześle na rogu barku.
-Browara poproszę!

Boone wbiega na hale lotniska, mierzac po niej wzrokiem stara sie dostrzec swa ukochana siostre... w oddali zauwaza postac Ja przypominajaca. Minela chwila... Boone jest juz przy niej, spogladajac nieufnie i z lekka zazdroscia na nia... Lekko zdenerwowany pyta: "Gdzie tak sie spieszylas ?? Trzymajmy sie razem"

Shannon zauwazajac brata, wkurzona ze musiala tak dlugo czekac, wyjela cienie do powiek i mowi - teraz to Ty sobie poczekasz. Poznaj mojego slawnego kolege Charliego - dodala

Boone z grzecznosci przywital sie z Charliem, lecz po chwili nieco zdenerwowany, nie okazujac jednak swojego nastroju, przeprosil grzecznie i poszedl kupic sobie cos do picia...

Ana Lucia usiadla w barze na lotnisku. Byla zrezygnowana
-Poprosze jedna setke-zwrocila sie do barmana i sprawdzila ktora godzina. bylo jeszcze troche czasu na rozmyslenia przed odlotem....

Gość

Jack spojrzał na kobietę która się przysiadła obok.
- Ty też czekasz na lot 815? - spytał.

- no i poznales mojego drogiego braciszka - powiedziala do Charliego, musze Cie na chwile przeprosic - powiedziala i poszla do brata - gdzie tak dlugo byles??! - zapytala z irytacja w glosie

-Tak, wyjezdzam z tego piekielnego kraju. Widze ze nie tylko ja nie lubie latac-spojrzala wymownie na szklaneczke stojącą obok Jacka.

Gość

- Jestem Jack - przedstawił sie.

-Ana Lucia-podala mężczyznie dłon

Gość

- Które miejsce w samolocie? - zadał pytanie.