Lotnisko-Hala Odlotów (WSZYSCY)

Gość

- O co chodzi? Chcesz zamienić się biletami ? Wink

Przy barze panował już prawdziwy tłok. Większość ludzi to pasażerowie opóźnionego lotu 815. Przynajmniej takie wrazenie odniosl Christophe

Charlie wybiegł z toalety dla mężczyzn. Wyglądał jakby miał zaraz paść na podłogę. (nie)udało mu się to gdyż wpadł przypadkiem na ciężarną dziewczynę Claire.
- eee... Cześć - wymamrotał - nie widziałaś pewnej dziewczyny o imieniu Shannon, szukam jej - skłamał, ale zrobił to tylko dlatego bo nie wpadło mu do głowy nic innego.

O ile się nie mylę poszła po jakąś gazetę - odpowiedziała, wycierając kropelki rozlanego soku z blatu przy pomocy serwetki.

- Dzięki za pomoc - powiedział Charlie patrząc jej w twarz, ale po chwili jego wzrok utkwił w "dużym brzuchu" - Gratuluję. A tak poza tym które masz miejsce w samolocie?

Przez chwilę nie zrozumiała czego jej gratuluje, ale wtedy dostrzegła, że mężczyzna spogląda na jej brzuch Dziękuję - odparła nieco zakłopotana. Zupełnie nie pamiętam jakie mam miejsce - uśmiechnęła się i wymownie spojrzała na wielką walizkę w nadziei, że nie będzie zmuszona szukać teraz biletu by odpowiedzieć na pytanie.
Mam na imię Claire - uśmiechnęła się promiennie.

- Ja Charlie - odpowiedział - to co spodkamy się w samolocie, do zobaczenia - po czym znów udał się w kierunku toalety.

Shannon wracajac z kiosku z gazetami pod pacha widzi Charliego wychodzacego z baru -o! czesc Charlie!, znowu sie spotykamy na tej nudnej hali - powiedziala z usmiechem do niego

Otworzyly sie drzwi od toalety... tuz za Charliem wybiegl Boone. Pozostawal w stanie totalnego zdezorientowania, jakby nie wiedzial gdzie sie znajduje... minela chwila... jego wzrok zatrzymal sie na siostrze, ktora to swoim kokieteryjnym zachowaniem zdawala sie zachecic Charliego do rozmowy... Nie chcac zostawiac ich na dluzsza chwile samych (sam nie wiedzial dlaczego) nie zwazajac na ludzi stojacych mu na przeszkodzie, rozpoczal swoj 'sprint' w ich kierunku.. niestety na przeszkodzie stanal wysoki dobrze zbudowany mezczyzna. Zderzenie spowodowalo, iz obaj upadli na zimna posadzke hali... mezczyzna przedstawil sie jako Jack...

John widząc jak dwóch facetów na siebie wpadło zaczął się śmiać Smile

Shannon slyszac ze cos sie dzieje na hali odwraca sie nie spokojnie. Widzac swojego brata na ziemi podchodzi do niego i pyta sie z zazenowaniem na twarzy - Boone co Ty robisz .?.. ? ? -

Eko przeszedł się jeszcze raz wzdłuż hali i spostrzegł całe zdarzenie. Widać poddenerwowanie wszystkim się udziela. Skierował się w kierunku pobliskiego filara i oparł się o niego, zamykając oczy.

Lincoln podniósł głowę znad kufla z piwem i spojrzał na dwóch facetów chyba się bijących. A myślałem, że to tylko ja jestem taki gwałtowny. Swoją drogą niezły mają powód. Linc spojrzał na blondynę, która prawdopodobnie starała się ich uspokić.

Gość

Jack oszołomiony patrzy na Boone'a.
- Następnym razem uważaj na siebie, no dalej, biegnij za nią.

-Nic Ci nie jest?-Ana zapytala poturbowanego Jacka-Ciekawa jestem czy w samolocie tez bedzie tak wesolo. Wink

Boone podniosl sie z ziemi i podal reke Jack'owi w przepraszajacym gescie.
- Jestem Boone, troszke zagalopowalem sie za ta sliczna blondynka Very Happy

to moja siostrzyczka... coz za uroda... ah... uciekam... moze jeszcze sie kiedys spotkamy Smile

Wisze Ci piwo Very Happy

... po chwili razem zasmiali sie radosnie Very Happy

Gość

- Jasne że nic mi nie jest Smile

dzięki za troske.

Shannon przewraca oczami - Jacka juz poznalam, przez Twoja nieuwage zabil bys pana doktora. Nastepnym razem patrz pod nogi!! .. jak Ty mogles byc ratownikiem...... - powiedziala oburzona i poszla w strone baru

Ana usmiechnela sie. Spojrzala na zegarek. Zblizal sie czas odlotu, a musiala jeszcze zadzwonic.
-No to swietnie. Musze isc, widze ze nie uda nam sie wypic przed odlotem, moze nadrobimy to w samolocie?

- Jak zwykle masz przygotowana gadke na kazda sytuacje... krzyknal Boone i zrobil krok w kierunku baru... Zawahal sie jednak, odwracajac sie na piecie wykonal kilka krokow w strone poszkodowanego Jacka...

Gość

- Jasne Ana, licze na drinka Wink

.

- ja za to nie potykam sie o wlasne nogi i nie wpadam na biednych ludzi, zejdz wreszcie na ziemie - odkrzyknela Shannon i ruszyla szybciej w strone baru zeby nie slyszec jak to skomentuje jej brat

-No to pozwolisz ze wprosze sie do ciebie, bo u mnie za bardzo trzesie, do zobaczenia na pokladzie.
ana wstala, pozegnala Jacka i udala sie na hale lotniska w poszukiwaniu budki telefonicznej.

Boone uslyszal dochodzace w oddali wolania Shannon.. jednakze nie odpowiedzial nic... Zblizajac sie do Jack'a zauwazyl odchodzaca od niego kobiete.
- Witaj Jack, znow sie spotykamy, tym razem w mniej kolizyjnych warunkach, zapraszam do baru na piwko, w ramach rekompensaty. Rzekl Boone

Shannon siada przy barze i zamiawia drinka. Gdy juz zostal zrobiony popija go powoli.